Chrystus w oczach średniowiecznych mnichów
Istnieje okres dziejów chrystologii, który nie cieszy się uwagą historyków doktryny: ten mianowicie, który rozciąga się między epoką wielkich soborów a czasami mistrzów scholastyki. Otóż w ciągu tych siedmiu wieków (od szóstego do końca dwunastego) chrystologia zachodnia ulegała wielu różnym wpływom czasu, miejsca i kultury, ale zachowała pomimo to wyraźną jednorodność.
W epoce patrystycznej, a następnie (i zwłaszcza) w średniowieczu, wyróżniono już różne aspekty osoby i dzieła Chrystusa, którymi zajmowali się ze szczególną predylekcją różni autorzy. Wyrażono nawet te aspekty tytułami takimi jak Oświeciciel, Zwycięzca, Ofiara, Dawca przebóstwienia: przyniósł On bowiem światło prawdy, zwyciężył zło przez swoją śmierć i zmartwychwstanie, ofiarował samego siebie na krzyżu i „przebóstwił” tych, którzy Go przyjęli. Każda z tych rzeczywistości dostarcza obfitego tematu do refleksji.
W tradycji monastycznej metafizyczna budowa, jeśli tak można powiedzieć, osoby Chrystusa nie była nigdy tematem ulubionym; sobór chalcedoński ostatecznie utrwalił wiarę w dwie natury, boską i ludzką, obecne w boskiej Osobie Chrystusa. Tym, co przede wszystkim starano się pogłębić, była więc raczej znajomość tego, co przeżył On w swej świadomości Boga i człowieka, znaczenie Jego dzieła dla nas oraz problem, jak możemy zjednoczyć się z Nim, aby móc dzięki Jego męce dojść do chwały, w której On wiecznie króluje. Rozważano zaś to nie przy pomocy abstrakcyjnej spekulacji, ale przez kierowanie uwagi na kolejne fazy historii zbawienia, od czasów oczekiwania na Jego przyjście do czasów po tym przyjściu następujących. Używano przy tym języka Biblii, Ojców i liturgii. Było to więc raczej podejście konkretne, pastoralne i egzystencjalne niż badania o typie spekulatywnym.
Jak to już pokazuje tytuł niniejszej książki, nie chodzi nam tutaj o wypracowanie jakiejś „średniowiecznej chrystologii monastycznej”, ale o przypomnienie sposobów, w jakie mnisi i mniszki od szóstego do końca dwunastego wieku kontemplowali Chrystusa.
Powszechnie przyznaje się środowiskom monastycznym tę zasługę, że cierpliwie skopiowały one dla nas patrystyczne dziedzictwo doktrynalne. Ale czy rzeczywiście nie zrobiły nic poza przechowaniem i przekazaniem otrzymanych myśli? Czy nic nie wniosły nowego? Ich działalność kulturowa odbywała się na terenie pobożności, ale pobożność zakładała oświeconą wiarę i pobudzała do refleksji, przyczyniającej się do postępu teologii. Oczywiście, ogólnie biorąc, mnisi nie zajmują się problemami: raczej kontemplują tajemnice. Ale czynią to w kolejnych epokach i w społeczeństwach, w których zdarza się kwestionowanie takich czy innych prawd wiary dotyczących Pana Jezusa. Muszą więc wyznawać swoją wiarę w całość nauki Kościoła, muszą kłaść akcent na te aspekty osoby i dzieła Zbawiciela, które w ich czasach są kwestionowane. Robią to raczej w sposób praktyczny niż snując teorie, a myśl ich kieruje się ku temu, co stanowi cel całego ich życia i co temu życiu nadaje sens: ku poszukiwaniu osobistego zjednoczenia z Ojcem przez Chrystusa w Duchu Świętym.
Z tego pełnego miłości poszukiwania światła i wiedzy o tym, czym Chrystus powinien być dla nas i w nas, wynikło wiele dzieł, które do dzisiaj warto czytać. Upoważniają mnie one, abym mając już lat osiemdziesiąt, zostawił zamiast testamentu te kilka świateł rzuconych na osobę Pana naszego, Jezusa.