'Fatalna szpilka' Kornela Makuszyńskiego - 1 rozdział
ROZDZIAŁ PIERWSZY z którego czytelnik niczego się nie dowie, gdyż autor zajęty jest rozmyślaniem.
Autor rozmyśla:
Nauka powiada, że nic w naturze nie ginie - czasem tylko zginie złoty zegarek lub portfel. Pominąwszy jednak te dość częste wyjątki, przyznać trzeba, że nauka wygłasza prawdy wzniosłe i mądre, tylko że człowiek jest czasem matoł i pojąć ich nie może. Najmniej jednak rozgarnięty zrozumie, że takie urządzenie świata, na którym nic zginąć nie może, co bowiem zginie, musi powrócić w innej postaci, jest urządzeniem dowcipnym. Jeśli ci zginie żona - żona, całe szczęście twoje - wnet w innym powraca ono kształcie. Wraca jako spokój, rozwaga ducha, cisza poranna i wieczorna, więc znowu jako szczęście niewysłowione. Natura jest sprawiedliwa. Jeśli zginie w rzeczywistości na ten przykład spalony przez ciebie papieros, wraca jego dusza jako zapalenie błon śluzowych. Butelka wina zniweczona przez wypicie, zjawia się jako kamienie żółciowe.
Są to przykłady wcale mizerne, można je jednak podnieść do żywiołowej potęgi i piękne na ten temat snuć rozmyślania. Nie ginie tedy oddech morza, gdyż wraca w nie jako burza i deszczowa woda, piorun wystrzelony z brzucha czarnej chmury, zjawia się jako skałka meteorytu. Tak też i dusza ludzka, przez lekarza, który cię leczył pieczołowicie, wystrzelona w zaświaty, wraca zawsze na ziemię w postaciach najrozmaitszych; więc dusza teściowej zmienia się w trzaskanie szafy lub zlatywanie talerzy z półek; dusza pijaka rozpęka napełnione winem szklanki, z zawiści to czyniąc i z goryczy; dusza pisarza wraca na ziemię jako mysz w bibliotece, łakoma i zawsze głodna; dusza wydawcy dlatego nie wraca w żadnej postaci, gdyż jej nie było - wydawca nie ma duszy.
Koło żywota jest w wiecznym ruchu, drganie atomu pobudza drganie sąsiedniego i tak to wszystko drży i rusza się i nic nie przepada. Frywolny człowiek mógłby w pustocie swojej pomyśleć, że jest na weselu warszawskim, przy ulicy Miłej lub Spokojnej, gdzie się wszystko kręci rytmicznie, dokładnie i w kółko. A kiedy ktoś wykona ruch żywszy i pan młody na ten przykład da w pysk pierwszemu drużbie, ten w tej chwili wali drugiego drużbę, drugi drużba pierwszego z brzegu gościa, ten następnego i tak w kółko, aż się zamknie to mistyczne koło. Tak to porządek odwieczny we wszechświecie odbija się w kropelce wody albo w weselu na Spokojnej.
Żaden ruch nie ginie, nie ginie żaden pyłek. Jest tedy rzeczą oczywistą, że każda rzecz zgubiona nie przepada, po prostu dlatego, że ją przecież ktoś znajdzie. I dlatego człowiek małego umysłu wpada w rozpacz, zgubiwszy brylant, rozpacz jego bowiem nie umie się tym pocieszyć, że brylant wcale nie zginie. Wszystko się znajdzie, co zostało zgubione, natura zaś nie może dbać o drobiazgową i bezsensowną formalistykę, aby właśnie ten sam znalazł, co zgubił. To już jest sprawą głupiego bałwana - przypadku, mądrość natury nie ma z tym nic wspólnego.
Ponieważ ta historia przeraźliwa, którą tu opowiedzieć zamierzamy, wynika z tego, że ktoś coś zna- lazł, nie będzie od rzeczy zastanowić się pobieżnie nad tym, jakie się na świecie utarły zwyczaje na temat „zgubiono - znaleziono”, jak nie napisana umowa społeczna komentuje różnorodne przypadki i jakie zaburzenia w psychice ludzkiej dokonują się na tym tle?
Twierdzeniu, że nic w naturze nie ginie, pozorny kłam zadać by mogło spostrzeżenie, że na tysiące rzeczy zgubionych znajdują się dwie lub trzy. Mogłoby to nasunąć równocześnie wniosek ponury, że dziewięćset dziewięćdziesiąt osiem przedmiotów znalazca ukradł, utaił i schował. Byłoby to takim potwornym i na niczym nie opartym oskarżeniem wzniosłego i przeczystego ducha ludzkiego, że do wniosku takiego mógłby dojść tylko pesymista zawodowy, człowiek bez sumienia i bez serca: agent policyjny, sędzia śledczy lub prokurator. A przecież odpowiedź jest tak łatwa: nikt nie znalazł! Zguba leży gdzieś, wdeptana w ziemię, albo wśród szpargałów. Uszczypliwa uwaga, że czasem nie można znaleźć opasłego kufra z garderobą lub dziesięciu wagonów cukru i że trudno przypuścić, aby taki drobiazg wdeptano w ziemię tak, że nikt go nie zauważył - jest tylko uszczypliwą uwagą ludzkiej małpy, nie wierzącej w sprawy tajemnicze i nadprzyrodzone. Ha! A czy taki wie, że Atlantyda, kraj wielki, wyspa wspaniała, swojego czasu gdzieś zginęła i któż ją odnalazł? Cóż więc znaczy kufer z garderobą?!Przy odrobinie dobrej woli można więc sobie wytłumaczyć to dziwne na pozór zestawienie statystyczne i tę niewspółmierność. Nie wszystko zresztą znajduje się od razu, dopiero kiedyś, później. Raz zgubiona żona odnaleziona została niespodzianie po latach trzydziestu i rozpoznana po znamieniu za prawym uchem. Mąż płakał ze szczęścia, lecz mu zbytnie wzruszenie uderzyło na mózg, bo się tego dnia powiesił.
Nie należy tedy wątpić i trzeba za naturalną kolej rzeczy, co się kiedyś wyświetli, uważać tę sprawę. Złożyło się przeto tak, co można przeczytać w każdej gazecie, że tego samego dnia w wielkim mieście zgubiono: trzy pierścionki z brylantami, jeden ze szmaragdem i dwa z szafirem, pięć złotych zegarków, jeden platynowy, dwieście sześćdziesiąt lasek i parasoli, osiem pakietów papierów wartościowych, czternaście portfeli z pieniędzmi, futro sobolowe i dziewięć tysięcy weksli podpisanych, na wielkie sumy opiewających; a znaleziono: jeden parasol, książkę bez okładki, złamaną szczękę sztuczną, rękawiczkę nicianą jedną, kalosz z prawej nogi i psa dwumiesięcznego bez rasy.
Cóż by sobie zły człowiek pomyślał, gdybym mu przedtem nie wyjaśnił tego fenomenu i nie uspokoił go, że się tedy rzeczy drogocenne albo kiedyś znajdą, albo po wiekach zostaną odkopane, bo je pochłonęła ziemia zachłanna na błyskotki, jak sroka?
Układ społeczny powiada: człowiek powinien gubić rzeczy cenne i bardzo kosztowne, przez co się okazuje, że natura ludzka pełna jest wzniosłej pogardy dla bogactw i mało dba o nie, i źle się nimi opiekuje, znajdować zaś powinien przedmioty biedne, szare, „skarby pokornych”, w prostocie swej rzewne, radujące nie oko, lecz serce, budzące współczucie i litość. Znalazłszy bowiem brylant, uśmiechniesz się tylko łagodnie i pomyślisz: „Ach, jakaś piękna pani będzie miała niemiłą na balu niespodziankę. Wszyscy pomyślą, że zastawiła brylant!” I tyle. Żadnego cieplejszego uczucia. Kiedy jednak znajdziesz przedmiot tak niezwykły, jak złamaną sztuczną szczękę, jesteś wzruszony szczerze i do głębi. Pomyślisz z litością: „O, jak biedny jest człowiek, który nie tylko nie ma zębów własnych, ale jeszcze jest tak nieszczęśliwy, że gubi sztuczne! Cóż zrobi ten dobry, biedny człowiek? Łzy będzie miał w oczach, nie mogąc zjeść dziś kawałka suchego chleba!”
I wzruszony znalazca, na skrzydłach uczucia niesiony, oddaje przedmiot boleściwy policjantowi, aby go złożył gdzie należy i aby w pismach ogłosili, że nikt nie skrzywdzi bezzębnego biedaka.
Dlatego lepiej jest znaleźć nicianą rękawiczkę biednej szwaczki, o czym człowiek czuły mógłby rzewny napisać wiersz, aniżeli bicz pereł. I nie tylko dlatego, że dusza znalazcy z rozrzewnienia czyni się lepsza rozmyślając o biedocie nieszczęsnej dziewczyny, lecz z tego też powodu, że niciana rękawiczka jest zawsze prawdziwa, a tęczowe perły są zawsze fałszywe.
Cóż się jeszcze najłatwiej gubi, cóż się znajduje najłatwiej i najczęściej?
Najczęściej gubi się spinkę do kołnierzyka, najłatwiej znajduje się porzucone niemowlęta. Natura jest sprawiedliwa i za rozpacz szukania spinki, rozpacz zazwyczaj bliską samobójstwa, daje człowiekowi chwilę tak niebiańskiego wzruszenia, jak ta, kiedy człowiek znajdzie na schodach drugiego człowieka, maleńkiego, ślicznego człowieka, co płacze i kwili, jak ptaszę i ma na pieluszkach kartkę z napisem: „To dziecko jest dziewczynką wyznania mojżeszowego”.
Przeniósłszy się w sferę ducha, zauważymy łatwo dziwną analogię z rzeczywistością. Zdawać by się mogło, że najważniejszą duchową funkcją człowieka jest ustawiczny proces gubienia. O każdym bowiem człowieku, bez najmniejszej możliwości pomyłki, powiedzieć można, że „zgubił duszę”. Jak to się robi, nie wiem; dusza moja jest skromna i czysta. Iluż jednak przyjaciół moich zgubiło duszę i teraz jej szuka w winie lub w piekle miłości?!Spostrzeżenie, że ktoś zgubił głowę, nie budzi już tej sensacji. Do tego mało sensacyjnego zakresu należą te wypadki, o których się notuje: „autor się zgubił w ogólnikach”, „autor zgubił wątek”, „autor zgubił ideę”. Cóż bowiem innego może zgubić człowiek, nazwany autorem? Czy złoty zegarek? Zaprawdę, nie! Czy portfel? Ha! ha! Jakież to śmieszne pytanie; taki to zawsze gubi rzeczy wesołe i tandetne: siebie, wątek albo ideę. Co się znajduje w sferze ducha? Znajduje się mniej więcej to samo, co ktoś przedtem zgubił; więc człowiek „znalazł siebie”, „znalazł swój ton”, „zna- lazł sumienie”, „znalazł w sobie serce”, „znalazł moc”. O, jakąż rupieciarnią jest wnętrze człowieka, w której nie znajdziesz nic innego, nic cenniejszego, jak „siebie”. Najdziwniejsze jest to, że czynność znajdowania nie jest czynnością prostą i niewymyślną. Można znaleźć i znaleźć, wedle szerokiej skali, tak lub inaczej. Mówi się wszakże wyraźnie: „ten człowiek zna- lazł się z godnością”, albo „znalazł się jak idiota”, „znalazł się pod psem”, „haniebnie” lub „dostojnie”. Czynność ta może być tak skomplikowana, że samo określenie przypomina paralityka poskręcanego w esy-floresy, są bowiem ludzie, co „znaleźli się w kropce”.
Jakże długo i nadobnie można by snuć takie rozmyślania, co by nie było sprawą niepożyteczną, jest to bowiem temat wzniosły. Rozkazanie ewangeliczne: szukajcie, a znajdziecie! - mieści w sobie myśl głęboką, toteż żarliwi chrześcijanie szukają wciąż w prostym i wzruszającym przekonaniu, że im za to obiecano znalezienie wielu złotych pieniędzy.
Wracając na ziemię, trzeba to jeszcze zauważyć w obronie honoru człowieka, że jeśli się nigdy nie kwapi z oddaniem znalezionej rzeczy, to tylko dlatego, że rzecz znalezioną uważa się - bardzo słusznie zresztą - za rzecz przynoszącą szczęście. Przekonał się o tym osobiście jeden taki, co znalazł milion. Przyniosło mu to wiele szczęścia. Znacznie mniej szczęścia przynosi podkowa koń ska, mimo wielkiej pod tym względem reklamy. Znalezienie podkowy byłoby szczęściem raczej dla konia. Człowiek woli przedmioty bardziej ludzkie.
Mniemanie jednakże o szczęśliwych przymiotach rzeczy znalezionych nie jest słuszne w całej pełni. Nie wszystko znalezione jest szczęśliwe. Dlatego człowiek zawsze uśmiecha się ironicznie, mówiąc o drugim, że „znalazł szczęście w małżeństwie”.
Są rzeczy znalezione, które przynoszą nieszczęście.
Był taki egipski skarabeusz, łajdak w wieku lat czterech tysięcy, złośliwy, jak pawian. Kto go posiadał, umierał. Była taka kobieta…Ale nie należy budzić grozy, mogłoby bowiem dojść do tego, że przerażony człowiek, znalazłszy worek złota, nie zechce go podnieść. Wynaturzenie i obłęd człowieka nie jest naszym zamiarem.
Trzeba jednak uśmiechnąć się, kiedy się w tego człowieka wmawia uporczywie, że znalazł coś, czego bynajmniej nie szukał, jak gdyby właśnie szukał. Kiedy ktoś utonął w kąpieli, piszą o nim potem w gazecie, że „znalazł śmierć w nurtach Wisły”. Zna- lazł? Czyż jej szukał? Wszystkiego można szukać w wodzie, ale nie śmierci.
Jeżeli już mowa o wodzie i o tym, co można w niej znaleźć, nie od rzeczy będzie wspomnienie o najstraszliwszej przygodzie w historii świata, historii, w której znaleziono - historię.Oto jest ponury przykład, że nie wszystko znalezione przynosi szczęście, przykład, wobec którego wszystko jest marne i mizerne.
Cóż to znaleziono tak okropnego? Oto córka Faraona znalazła Mojżesza w trzcinie nilowej…Jeśli się pomyśli, jak by cudownie wyglądał świat, gdyby go nie znaleziono, dusza zapada w melancholię. O, cóżeś uczyniła kwiecie lotosu, niemądra faraonówno!? Cóżeś uczyniła?
Oto jest przykład potężny, że nie wszystko trzeba znajdować; czasem trzeba przejść mimo, udając, że się nie widzi. Jeśli zaś zachłanność ludzka jest tak wielka, że musi podnieść każdą rzecz zgubioną, niechże zachłanność ta zachowa niejaki rozsądek.
Naszym zamiarem jest opowieść o tym, jak źle czyni człowiek, który zamiast rzeczy cennej, znajduje byle co. Czasem bowiem w niepozornym drobiazgu ukryta jest siła fatalna, duch zły i złośliwy, który mieszka w przedmiocie nieopatrznie znalezionym.Znałem takiego człowieka, który znalazł szpilkę. Zwyczajną malutką szpilkę z czarnym łebkiem. W główce tej szpilki mieszkał diabeł.
I oto, patrzcie, do czego może doprowadzić głupota człowieka, który nie znalazł Coh-i-noora, tylko szpilkę, który się pochylił, aby ją podnieść.
***
"Fatalna szpilka" to powieść humorystyczna, powstała w 1925 roku, kiedy to Rzeczpospolita Polska i jej obywatele ucierali swoje poglądy w tyglu narodowościowym. Prześmieszna, arcyzabawna historia, z prawie kryminalną fabułą przez autora nazywana "przeraźliwie do głębi wzruszająca". Ale też z drugim dnem i nieskrywanym morałem. Należy do najmniej znanych pozycji z twórczości Makuszyńskiego. Dlaczego? Nie trudno zgadnąć. Ale najpierw trzeba przeczytać.
Kornel Makuszyński (1884 - 1953 ) to znakomity felietonista, poeta i powieściopisarz, który zapisał się w pamięci powojennych czytelników kilkunastoma powieściami dla młodzieży, które weszły do kanonu literatury polskiej. Jego powieści Szatan z siódmej klasy, Awantura o Basię, Panna z mokrą głową, O dwóch takich co ukradli księżyc czy Szaleństwa panny Ewy to szkolne lektury na podstawie których powstały filmy fabularne. Powszechnie znane są też bogato ilustrowane przez M. Walentynowicza Przygody Koziołka Matołka w czterech częściach czy trzyczęściowe Przygody Małpki Fiki-Miki adresowane do najmłodszych.