Zamach na rodzinę Le Penów. Kto i dlaczego wysadził w powietrze ich mieszkanie? [ Fragment książki Saga rodu Le Penów ]
Miesiąc i trzy dni po śmierci Huberta Le Pen i jego żona spędzają wieczór u przyjaciół – Jean-Marie Le Chevallier, szef gabinetu Jacques’a Dominatiego, ministra do spraw repatriantów w rządzie Giscarda, świętuje urodziny swojej córki Alexandry. Dominati to kolega Le Pena ze studiów, a Le Chevallier kilka lat później przejdzie do Frontu Narodowego. Będzie z jego ramienia europosłem i merem Tulonu. Impreza przeciąga się do późnych godzin nocnych, małżeństwo Le Penów dociera do swojego mieszkania około trzeciej. Trzy kwadranse później budzi ich eksplozja.
Zamach był szokiem dla dzieci Le Penów – zwłaszcza dla najmłodszej Marine. Późniejsza kandydatka na prezydenta miała osiem lat, kiedy prawie zginęła. To właśnie od zamachu z 1976 roku jako wydarzenia, które naznaczyło jej późniejsze życie, Marine Le Pen zaczyna swoje wspomnienia, wydane w 2006 roku, gdy była już wiceprzewodniczącą Frontu Narodowego, dążącą do przejęcia po nim schedy. Rozdział pierwszy nosi tytuł „Witaj w świecie pozbawionym litości”.
„To zimno mnie obudziło. O ile nie była to cisza. Śmiertelna cisza, dość ogłuszająca, by wyrwać z pierwszego snu ośmioletnią dziewczynkę. (...) Chcę wstać, ale spostrzegam, że moje łóżko i cały mój pokój są pokryte odłamkami szkła”. Marine słyszy zza unoszącego się dymu krzyk starszej siostry, 12-letniej Yann. „Marine! Nie ruszaj się!” Najmłodsza, ośmiolatka, pyta, czy może usiąść na swoim łóżku. Yann przedostaje się do niej przez dym. Szesnastoletnia Marie-Caroline wspina się po szafie, by wydostać się ze swojego pokoju do młodszych sióstr. „Wszędzie są kawałki szkła, gruz oraz zimno, które wydobywa się z dziury, w której zniknęły schody. Czy miało miejsce trzęsienie ziemi? Czy budynek zaraz się zawali? Czy wszystkie zginiemy? Czy jesteśmy jedynymi ocalałymi?” – opisuje swoje uczucia Marine. „Jesteśmy teraz wszystkie na łóżku Yann, śmiertelnie przestraszone. Klękamy, w dreszczach łączymy ręce i modlimy się z rozpaczliwym zapałem – Zdrowaś Mario… Wtedy słyszymy głos ojca: Dziewczyny! Dziewczyny! Żyjecie? Marie-Caroline odkrzykuje: Tak, tak, tak, jesteśmy tu! Nic nam nie jest!”
Le Pen krzyczy wobec tego do sąsiadów: „Monique, jesteście cali?”. Sąsiad, Bernard, odpowiada mu grobowym głosem: „My tak, ale dziecka nie ma. Jego pokój został zdmuchnięty”. Nie ma też przegród między mieszkaniami ani schodów. Szczęśliwie pokoje mieszkalne były najbardziej oddalonymi od schodów, pod którymi podłożono ładunek wybuchowy, dlatego Le Penowie przeżyli. Cudem przeżył także roczny Guillaume, synek Monique i Bernarda. Chłopiec wypadł z piątego piętra, ale był przyczepiony do materaca, który zamortyzował upadek, a dodatkowo spadł na drzewo. Ma tylko złamaną rękę. Gdy przyjeżdża straż pożarna, Jean-Marie i jego żona schodzą po drabinie na ulicę z piątego piętra. Po Marine i jej siostry wchodzą strażacy – są zbyt małe, by podejmować ryzyko samodzielnego zejścia. Na dole okazuje się, że mały Guillaume jednak żyje. Łącznie poważnie rannych jest sześć osób, w tym czworo dzieci, ale nie ma zabitych. Wybuch zniszczył łącznie dwanaście mieszkań. Le Penowie w piżamach, które mieli na sobie w chwili eksplozji, udają się do sąsiadów z drugiej strony ulicy – nieznajomych, którzy zaoferowali pomoc. Także w okolicznych domach część szyb wyleciała w powietrze.
Wtedy zdałam sobie sprawę, że z tej strasznej i niezrozumiałej dla mnie sprawy – mój ojciec nie jest traktowany jako równy innym, my nie jesteśmy traktowani jako równi innym. Stanie się to ważnym elementem mojej własnej konstrukcji psychicznej” – powie potem Marine. Mała dziewczynka równolegle do nauki czytania i pisania dowiaduje się też, że na świecie istnieją ludzie, którzy chcieliby zabić jej ojca, a przy okazji nie mieliby problemu z zamordowaniem również jej matki, jej starszych sióstr, jej samej oraz przypadkowych, obcych ludzi. Z konieczności trzeba więc szukać nowego miejsca zamieszkania, w którym rodzina mogłaby czuć się bezpieczna. Mało gdzie sąsiedzi mają ochotę mieszkać obok „faszysty”, a część po prostu boi się o swoje życie. Bo w każdej chwili może dojść do nowego zamachu – a nikt nie ma ochoty ginąć czy być ranionym, bo w tej samej klatce żyją Le Penowie. Marine wspomina później, jak mocno dotknęło ją, że praktycznie żaden polityk nie wyraził solidarności z jej ojcem i ich rodziną. Byli pariasami do tego stopnia, że nawet zamach na ich życie nie stanowił powodu do współczucia. Wyjątkiem był Michel Poniatowski, liberalny centrysta o polskich arystokratycznych korzeniach, jeden z najbliższych doradców Giscarda d’Estaing.
W przeciwieństwie do lwiej większości polityków w Polsce czy we Francji, Marine Le Pen nie wybrała polityki. Nie zainteresowała się nią sama z siebie. Polityka na najwyż- szym szczeblu była obecna w jej życiu od momentu, kiedy przyszła na świat. Długo chciała i próbowała funkcjonować, ułożyć sobie życie poza nią. Ojciec też nie przewidywał jej początkowo jako swojego następcy. Krótka biografia Marine napisana kilka lat temu przez lewicowych francuskich dziennikarzy nosi tytuł „Polityka wbrew sobie” (La politique malgré elle) i jest to fraza trafna52. Całe jej dzieciństwo i młodość były bowiem napiętnowane polityką, odrzuceniem, wykluczeniem, lękiem. Marine nigdy nie miała normalnego życia. Od najwcześniejszego etapu edukacji była dla nauczycieli, koleżanek i kolegów córką Jean-Marie Le Pena, wroga publicznego numer jeden, nowego Hitlera. Wywoływało to sprzeczne uczucia – wyobcowanie, poczucie wrogości świata oraz pragnienie przynależności. Wszystkie one odbijają się także dziś na jej drodze politycznej i wyborach życiowych. Sam Jean-Marie jeszcze przez wiele lat śpi z bronią i często budzi się z powodu hałasu, przekonany, że ktoś chce zamordować jego lub najbliższe mu kobiety – żonę i córki. Marine we wspomnieniach opowiada, że traciła koleżanki, bo rodzice nie chcieli, by ich córki się z nią zadawały czy odwiedzały ją – a tym bardziej, by któraś przyszła do niej spać na noc, ryzykując życie.
W zamachu cudem nikt nie ginie, a rodzina tymczasowo przenosi się do Le Chevalliera – tego samego, u którego byli na przyjęciu dzień wcześniej. Le Penowie nie mają gdzie mieszkać, stracili też znaczną część majątku. Jean-Marie musi pilnie zaciągać pożyczki. W tej sytuacji tym bardziej naglące staje się uzyskanie praw do majątku Lamberta. Le Pen wywalcza w sądzie możliwość zamieszkania w nim na jednym z pięter – tam, gdzie żył dotąd Hubert – do czasu, aż nie zostanie rozstrzygnięte, czy całość budynku należy do niego, czy do kuzyna zmarłego. Pierrette, Jean-Marie, Marie-Caroline, Yann i Marine przeprowadzili się kilka dni przed Bożym Narodzeniem. Le Pen wita Philippe’a Lamberta, zwracając się do niego per „złodziej, bezcześciciel zwłok, zabójca”. Dwie rodziny toczące spór sądowy czeka trudna kohabitacja, a Lambert uprzykrza życie Le Penom, wyłą- czając im ogrzewanie. Wezwana policja w końcu wytycza „linię demarkacyjną” zapewniającą Jeanowi-Marie dostęp do instalacji grzewczych. Mała Marine już wtedy próbuje „dediabolizować” i zaprzyjaźnia się z jedną z córek wroga swojego ojca.
Kto podłożył ładunek dynamitu pod mieszkanie Le Penów? Minęło prawie pół wieku, budynek pod adresem Villa Poirier w Paryżu dawno odbudowano, ale do tej pory tego nie wiadomo. Dzień po zamachu o 12:55 ktoś zadzwonił do redakcji dużego centrolewicowego dziennika „Le Monde” – odpowiednika naszej „Gazety Wyborczej” – przedstawił się jako reprezentant „komitetu antyfaszystowskiego” i oświadczył: „To my podłożyliśmy bombę. Jesteśmy gotowi zrobić to znowu, o ile pozwoli się działać grupom skrajnej prawicy”. Front Narodowy wydał oświadczenie, w którym wezwał do „natychmiastowego wzmocnienia ochrony Francuzów przed działalnością terrorystów zrekrutowanych przez wrogów Francji i porządku publicznego wśród środowisk imigracyjnych lub ich sojuszników”
W praktyce jako tajemniczy „antyfaszysta” mógł przedstawić się każdy – także ktoś chcący rzucić fałszywy trop. Jean-Marie we wspomnieniach stwierdza bezradnie: „Do dziś zastanawiam się, kto i czemu” zorganizował zamach. Ani prokuratura i policja, ani środowisko Frontu Narodowego, ani dziennikarze śledczy i biografowie nie rozstrzygnęli definitywnie, kto odpowiadał za wybuch. Rozważane były i są zasadniczo trzy teorie. Skrajna lewica, konkurenci ze środowisk nacjonalistycznych (na czele z powstałą na bazie Nowego Porządku PFN) oraz zabiegający o majątek Phillipe Lambert.
Gdyby Jean-Marie i jego dzieci zginęli, znów stałby się on niepodważalnym spadkobiercą. Dziennikarz śledczy Laszlo Liszkai w książce wydanej w 2010 roku stawia tezę, że Le Pen puścił Lambertowi zamach płazem w zamian za uznanie przez niego ważności ostatniego testamentu Huberta, a panowie podpisali we Fryburgu porozumienie obejmujące całość spadku. Jean-Marie publicznie zaprzeczył tym informacjom. Wieloletni przywódca Frontu Narodowego pisze we wspomnieniach, że nie wydaje mu się, by kuzyn Huberta był zdolny zabić dla pieniędzy – ostatecznie to dystyngowany mieszczanin klasy wyższej, a nie gangster – ale nie jest w stanie niczego wykluczyć. Cohen i Péan stwierdzają roztropnie, że znając charakter Le Pena, trudno wyobrazić sobie, by zawarł porozumienie z kimś, kto chciał zabić jego i wszystkie jego dzieci. Rzeczywiście, Le Pen wielokrotnie na przestrzeni życia pokazywał zawziętość, niechęć do zawierania kompromisów i upartość w dążeniu do postawienia na swoim – także w zwykłej rywalizacji politycznej. Tu zaś mowa o sprawie znacznie poważniejszej niż walka o wpływy w partii. Z drugiej strony może właśnie ta powaga sytuacji (groźba życia lub śmierci, stawka w postaci wielkich pieniędzy) skłoniła go do schowania tym razem dumy do kieszeni? Le Pen mógł zwyczajnie nie wiedzieć, czy to Philippe chciał go zabić, gdy decydował się na ugodę.
Sprawa sądowa ostatecznie kończy się właśnie ugodą i podziałem majątku, którego główną część otrzymuje Jean- -Marie. Posiadłość w Montretout – od tamtej pory do dziś – w całości staje się kluczowym elementem życia rodzinnego i politycznego rodu Le Penów. Macron nie mówił prawdy w 2017 roku, gdy twierdził, że Marine Le Pen „udaje reprezentantkę ludu, a jest dziedziczką – urodziła się w chateau (rezydencji, dosł. zamku)” – Marine zamieszkała w chateau w Montretout, gdy miała osiem lat i przeprowadziła się do niego po wysadzeniu jej mieszkania w powietrze w zamachu, który mógł ją zabić.
Kacper Kita
Fragment książki 'Saga rodu Le Penów'